Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował (J 13,1)
Medytując słowa dzisiejszej Ewangelii, mam w sobie z jednej strony radość, a z drugiej jest we mnie wiele obaw. Odsłania ona prawdę o moim sercu i moim zmaganiu. Dzisiaj mogę powiedzieć, że doświadczenie obmycia nóg, doświadczenie miłosierdzia wywarło wpływ na moje dzisiejsze życie, na to, kim jestem dzisiaj. W momencie, kiedy sercem byłam daleko, kiedy czułam się niegodna Jego miłości, Jezus pochylił się nade mną i przyjął mnie z całym bagażem. Kiedy myślałam, że muszę coś zmienić w moim życiu, że to właśnie ja… że muszę zasłużyć, muszę wrócić… muszę… Bóg mnie odnalazł i dał mi życie.
„Umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował” – do końca… to takie niemodne, brzmi jak archaizm. A jednak pragnę takiej Miłości. Miłości, która nigdy nie ustaje, która nie jest zależna od niczego. Jezus miłuje, On nie uzależnia swojej miłości od moich zasług, dobrych uczynków, prawego życia, On jest wierny do końca, nie jest ograniczony moim postępowaniem.
Wierzę, że tak jest, a mimo wszystko przychodzą chwile, kiedy myślę, że muszę zasłużyć, wypełnić prawo. Czym jest moja zewnętrzna poprawność bez miłości? Mogę być tylko niewolnikiem, ale poprawnym. W głębi serca jednak czuję, że pragnę Miłości, pragnę być kochana, ważna. Jezus odsłania mi piękno miłości i przyjaźni z Nim, wiernej i ufnej do końca. Więzi, która owocuje życiem. Jezus nigdy nie zwątpił we mnie, nawet wtedy, gdy ja sama czy też inni we mnie zwątpili. Nie zawahał się nawet przez chwilę oddać życia za mnie, grzesznika. On nie zrezygnował z miłości do mnie.
„W czasie wieczerzy, gdy diabeł nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby go wydał, Jezus, widząc, że Ojciec oddał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty” (J 13,2-4).
Wieczernik staje się miejscem, w którym Jezus ofiaruje mi pełnię swojej miłości, ale również jest miejscem dramatycznej walki. Z jednej strony Jezus, który miłuje do końca, a z drugiej strony pokusa, aby tę miłość odrzucić. Wieczernik jest początkiem Paschy, jest początkiem ostatecznej walki, w której Jezus nie przestaje miłować. Na zdradę odpowiada miłością i bliskością. Nie przestaje mnie miłować, niezależnie od tego, co dzieje się w moim sercu. On walczy o mnie, kiedy ja odchodzę i nie mam siły walczyć. Walczy o mnie jak o swojego przyjaciela. Gdzie jest moje serce? Czego szukam? Doświadczenie zdrady… czy to koniec? Miłość nigdy nie ustaje…
„A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do misy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany” (J 13,5).
Scena ta kryje w sobie obraz niezwykle intymnej relacji, jaką Jezus pragnie nawiązać ze mną, z każdym człowiekiem. Jezus będzie umywał nogi Piotrowi, Andrzejowi, Judaszowi… umyje również moje nogi. Przez ten gest pokazuje mi, jak bardzo zależy Mu na przyjaźni i bliskości, zniżając się do moich stóp, prosi o nią na kolanach. Jezus pochyla się nade mną, On, który jest Bogiem życia, ma moc wyprowadzić mnie z grobu.
„Podszedł do Szymona Piotra, a On rzekł do Niego: «Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?». Jezus mu odpowiedział: «Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział»” (J 13,6-7).
Dialog Jezusa z Piotrem pokazuje, jak trudno jest mi przyjąć miłość bezinteresowną. Dlaczego jest tyle oporu i zmagania we mnie? Przecież pragnę Tej Miłości… Niczego bardziej nie pragnę, a jednak nie potrafię… Jezus oczekuje tylko jednego: abym przyjęła i powierzyła się Miłości. Piotr nie rozumie do końca tego, co Jezus czyni, ale powierza się całkowicie Miłości i pozwala się kochać.
Jezu proszę Cię o łaskę pokory abym pozwoliła sobie umyć nogi.
s. Anna Szaniawska