Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. (Iz 50, 7)
Prorok Izajasz widział Jezusa umęczonego. Widział i opisał Jego cierpienie. Cierpienie Jezusa jednak miało sens! Miało cel – dać życie. Ileż cierpienia doświadczamy w naszym życiu, cierpienia pozbawionego sensu, cierpienia, które nikomu i niczemu nie służy!
Jezus cierpiał jeden dzień. A potem był jeden dzień ciszy i zadumy. A potem dzień życia i początek czegoś nowego! Są chrześcijanie, którzy cierpią całe życie, ich obumieranie rozłożone jest na lata, i nie ma tam żadnej nadziej ani na zmianę ani na nowe życie.
Jezus w swoim cierpieniu ani przez chwilę nie był sam. Wszystko co wybierał i co robił, wynikało z Jego relacji z Ojcem. Ta relacja była źródłem Jego siły i dawała Mu życie. Są chrześcijanie zamknięci w cierpieniu, na poziomie ciała i emocji, a nawet na poziomie wiary, bo są osieroceni. Zapomnieli o Ojcu. Zapomnieli o źródle życia.
Jezus nigdy nie był bierny, a jeśli przyjmował postawę milczenia, to był to Jego świadomy wybór. Ileż razy my wybieramy bierność i oswojone cierpienie, zamiast podjąć decyzję i zmienić swoje życie na lepsze. Zamknięci w okowach cierpienia mieszkającego w czterech ścianach, i jeszcze bardziej skuci lękiem przed przewidywanym przez nas bólem, który jednak wcale nie musi przyjść, tkwimy w Wielkim Piątku latami. Niektórzy dochodzą do Wielkiej Soboty żyjąc w depresji przez kolejne lata. Zamknięci w cierpieniu, sparaliżowani lękiem, zamrożeni w czasie, biernie przyjmujemy co niesie los, i często nie robimy nic poza użalaniem się nad sobą. A przecież Jezus umarł po to by zmartwychwstać! Trzeba świadomie przeżyć Wielki Piątek i Wielką Sobotę by otrzymać nowe życie w Niedzielę Zmartwychwstania. Trzeba, tak jak Jezus, podjąć działanie, nawet jeśliby miało to oznaczać zaprzestanie pewnych działań, które podejmowaliśmy do tej pory! Działanie a nie bierność, są kluczem Trzech Wielkich Dni Świąt Wielkanocnych
Czego dziś uczy nas Jezus? Czy Jezus uczy biernego przeżywania życia? Ucieczki przed odpowiedzialnością za swoje życie? Za cel i sens naszego życia? Czy Jezus uczy przyjmowania bezsensownego cierpienia? Czy Jezus był cierpiętnikiem? Jezus czuł lęk ale czy był jego niewolnikiem? Jezus dokonał świadomego wyboru przyjmując to, co Go spotkało. Był wolny. Był świadomy samego siebie. Przyjął cierpienie. Przyjął śmierć. Zmartwychwstał. To wszystko było Jego decyzją. I wiedział dla czego to wybiera. Miłość prawdziwa nawet jak umiera to życie rodzi. Iluzja miłości jest snem smutnym i odbierającym radość życia. Obyśmy, tak jak Jezus, świadomie przeżywali życie, unikali niepotrzebnego cierpienia, ale jeśliby miało przyjść to oby miało sens i wynikało z miłości i by prowadziło do życia w prawdzie, miłości i dobru.
Modlitwa
Boże użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego. Spraw, abym żył tylko dniem dzisiejszym i cieszył się obecną chwilą, abym w trudach i próbach życiowych widział drogę wiodącą do spokoju, abym, tak jak Ty akceptował ten grzeszny świat takim, jakim on rzeczywiście jest, a nie jakim ja pragnąłem go widzieć, abym zaufał, iż sprawisz, że wszystko będzie tak jak trzeba, jeśli tylko poddam się Twojej woli. Tak abym w tym życiu był rozsądnie szczęśliwy, a w życiu wiecznym, u Twego boku mógł zaznać szczęścia niezrównanego. Amen
Mogę powiedzieć, że ja przez bardzo długi czas nie zdawałam sobie sprawy, że moja życiowa postawa to bierność. Chyba samemu trudno to zauważyc. Dopiero kiedy ktoś z boku zwróci na to uwagę, bądź napisze taki tekst jak wyżej, coś w nas zaczyna pracować, wręcz krzyczeć. Pojawia się mnóstwo pytań – ale jak to, że niby ja? To nieprawda! Przecież żyję, pracuję, chodzę do kościoła, modlę się, mam jakichś tam znajomych itd. Itd. To jest bierność?
(Tak, to jest bierność. Chociażby uciekanie od siebie, ignorowanie swoich pragnień i potrzeb. Teraz słyszę taką odpowiedz. pacyfikowanie tego subtelnego głosu w nas, ktory mówi jak piękne mogłoby byc nasze życie gdybyśmy słuchali głosu serca).
Taka była moja pierwsza reakcja na tę bezlitosną prawdę. I oczywiście oburzenie, że ktoś ośmielił się wytknąć mi moją bierność i miernotę… a przecież to MOJA sprawa! No może i moja, dopóki nie zacznę innych ludzi obarczać skutkami tejże bierności i biadoleniem jak to jest mi żle.
Ja sama nie mogę znieść takiej postawy u innych. Jaki z tego wniosek?
Tak było i właściwie jest cały czas ze mną, wciąż jęczę, a kiedy padają konkretne propozycje jak mogłabym coś zmienić, to oczywiście kręcę nosem, z lęku przed zmianą? z lenistwa? z wygodnictwa? A w sumie to przecież nie jest tak żle, żeby trzeba było cokolwiek zmieniać. Inni mają gorzej i w rezultacie żadnego działania nie podejmuję, aż do czasu kolejnego kryzysu, na który długo nie trzeba czekać, idę sobie znowu pobiadolić do kogoś ze znajomych i tak w kółko…. To jest bardzo wygodna postawa, ale wiem też, ze tchórzowska, zatrzymująca mnie w miejscu, w rozwoju, powodująca faleę coraz większej wściekłości na mnie samą. Rośnie nienawiść do siebie samej, do ludzi, zgorzknienie i frustracja. I zamiast działać, wolę sobie pochlipać, schować się pod kocem i przespać te gorzkie godziny. Błędne koło.
Mogę tak pogrążać się w żalu i smutku, bo to potrafię doskonale. Ale słyszę też taki delikatny głos Jezusa zapraszający do rozmowy, do relacji i wiem, że w tych najczarniejszych momentach mogę do Niego wołać, a On słucha mojego krzyku rozpaczy. Problem w tym, że nie zawsze Mu wierzę. Nie wierzę, że interesuje się właśnie mną i moimi wydumanymi problemami. A może to kokieteria….
Wspólnym mianownikiem tych medytacji są dla mnie takie hasła: Zacznij żyć naprawdę! Zacznij walczyć o siebie, o swoje godne życie. Powstań, przebudź się wreszcie!
Nad tymi tekstami nie można przejść obojętnie. Ale oczywiście mnie wkurzają, bo każą działać i żyć, a ja nie zawszę chcę….
I mogę sobie tak pięknie pisac pod każdym z nich, teoretyzować, powtarzać gdzies zasłyszane mądrości i nadal pozostawać bierną…. a za chwilę pewnie schowam się pod kocem, żeby nie odczuwać, nie myśleć i zniknąć choćby na chwilę…..