Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Łk 6,36-38
Perspektywa istnienia zasad nadrzędnych, stojących ponad każdą zasadą ustanowiona na moje człowiecze potrzeby i z własnej wygody, uspokaja mnie. Jednocześnie odbiera komfort nie zajmowania się pojedynczym przypadkiem, ucieczki przed konfrontacją i chowania się w bezpiecznym swoim świecie. Po drugiej stronie zawsze jest jakaś konkretna osoba. Skoro dobre i złe uczynki będą mi policzone, ponoszę pełną odpowiedzialność za moje postępowanie. Również za zaniechania i ich konsekwencje.
Słowami Pisma zostaję wezwana do weryfikacji założeń znanego mi świata. Założeń, których uczyłam się od podstaw w swoim środowisku. Nie daj się wykorzystywać, zachowaj czujność do ludzi, nie z każdym trzeba się bratać, nie każdy jest tego wart. Zanim zaufasz, przyjrzyj się uważnie, a postępując tak unikniesz rozczarowań. Rozczarowań, które i tak nastąpiły, albowiem nie sposób nie ufać nikomu. Krytyczne myślenie zamyka na drugiego człowieka, a zimny chów zamraża uczucia. Dużo wymagam, najbardziej surowa dla siebie. Widzę więcej niż chciałabym widzieć, przeżywam więcej niż potrzebuję.
Jak mam w tym wszystkim odnaleźć w sobie przestrzeń miłosierdzia dla ludzkich słabości, błędów, pomyłek, wad charakteru? Chciwości, pychy czy chorej zazdrości? Jak być wobec siebie i innych wiarygodnym, odpuszczając i ustępując, skoro błędy zostały uczynione i są tego bolesne, realne konsekwencje? Czy stosować zasadę twardej miłości, czy wycofać się do swojego świata? Czy obnażyć manipulację, zakłamanie, dwulicowość? Kim jednak jestem, aby to oceniać? Czy oznacza to, że zawsze mam brać pod uwagę możliwość mojego błędu? I jak się w tym nie zgubić?
Toczą się we mnie dwie równoczesne narracje: moja i Twoja, Jezu. Nie dajesz mi spokoju, szarpiąc sumienie, kwestionując wybory. Jeśli nie chcę, czemu nie odzyskuję spokoju? Może jednak moja ocena nie była słuszna, moje odczucia zbyt silne, by zachować Twoją obiektywność. Oto odkrywam prawdziwy obraz Boga miłosiernego. Wobec mojego chaosu wewnętrznego, wobec zagmatwanej historii. Zaufałeś mi i to największe wyzwanie. To również wezwanie do spojrzenia na sprawy i zdarzenia z lotu dzikich ptaków, z pomocą Bożej logiki. Albowiem świat zmęczony wieczną walką potrzebuje czułości, również mojej. Powoli dojrzewam do bycia prawdziwą.
Modlitwa
Boże, prostuj ścieżki mojego myślenia. Naucz mnie ufać Tobie, bym potrafiła ufać innym. Użycz siły do budowania bezpiecznego wewnętrznego domu, w którym odzyskam własną człowieczą suwerenność. Domu z widokiem na drugiego człowieka.
Ewa Maria Cimachowska
Nie wiem dokładnie, co jest przyczyną mojego stanu…
Może późna godzina, może zaskoczenie, że jednak pojawiły się kolejne medytacje…
Ale chyba jednak nie.
Tak bardzo się utożsamiam z tą myślą, postawą, że aż sprawia to ból.
Wydaje mi się, że to jest „moje”, tylko ja nie umiałam tego wyrazić, a tutaj ktoś zrobił to za mnie… I ta piękna modlitwa…
Dziękuję, Pani Ewo:)