Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Mk 12,31
Pozwolić się kochać Bogu to nie egoizm. To nabycie umiejętności brania od Boga łaski by tak samo móc kochać innych.
Czy mogę kochać Boga całym sercem, umysłem i ze wszystkich sił i kochać drugiego człowieka nie będąc wcześniej kochanym? Nie mogę.
Jak to? Przecież jestem do tego powoływany? Takie jest pierwsze i drugie przykazanie: Kochać Boga i człowieka. Bóg chce, abym Go kochał. Czy oznacza to, że mam umrzeć jak On na krzyżu w milczeniu – oddając życie za innych? Czy dobrze rozumiem, że o taką miłość chodzi Bogu?
Jednak owoce miłości rodzą się tylko z przyjętej miłości. Kto nie był właściwie kochany, nie potrafi i nie wie jak kochać. Człowiek, niedoświadczający dobra, nie wie, co jest dobre. Kto sam niewiele otrzymał, nie potrafi też mądrze dawać.Dlatego istnieją osoby wśród nas, które dają wszystko i zawsze, gdyż wydaje im się, że tak trzeba, tak należy, jednak w głębi serca nie czują się z tym dobrze.Bez zdolności brania nie potrafią dobrze dać z siebie. Nie patrząc na siebie nie mogą dobrze zobaczyć innych. Swoje potrzeby, a tym samym branie dla siebie, uważają raczej za jakiś grzech lub winę, a nawet słabość z którą trzeba walczyć. Często na pytanie „A o ciebie kto się troszczy?” odpowiadają z bólem i ze łzami w oczach, że „NIKT”. I po chwili wzdychając dodają, że „MOŻE tylko Pan Bóg”. To „nikt” i „może” jest tu bardzo wymowne.
Ta nieumiejętność brania, a tym samym pozwolenia sobie na kochanie siebie, wyrasta zapewne z dzieciństwa. To tam z różnych przyczyn nie dano miłości i nie nauczono przyjmować, cieszyć się radością obdarowanego. Sparaliżowane serce nie pozwoli się obdarować i poczuć się kimś wyjątkowym, a przez to naturalnie wdzięcznym. Nie nauczono być szczęśliwym w imię kochającego Boga Ojca, w imię Jezusa, umiłowanego Syna i wreszcie w imię Ducha Świętego Pocieszyciela.
W historii dokonać się musiała pewna przemoc na dziecięcym sercu, które potrzebowało miłości i bliskości, a tego nie dostało. To smutne, ale wielu jest wśród nas „nieszczęśników”, którzy nie pozwalają się obdarować miłością ani przez Boga, ani przez człowieka. Nie potrafią radosnym sercem z dziecięcą prostotą przyjąć tego daru. Tacy ludzie zachowują się raczej jak „mali złodzieje”, którzy kradną „odrobinki” szczęścia. Nie do końca świadomie, bez prawa do miłości obdarowującej „szabrują” po kryjomu za plecami Boga i innych, z założeniem, że CI INNI na to branie i tak by się nie zgodzili.
W czasie Wielkiego Postu, w kontekście miłości uprzedzającej wszystko, mamy szanse zadać sobie pytania: co jest dla mnie dobre? Bo wtedy dopiero będę mógł zrozumieć, co jest dobre dla innych. Czy byłoby dla mnie dobre to, żeby moi najbliżsi nie zareagowali na moje grzechy, błędy? Czy na moją przemoc mają przyjąć postawę: nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nic nie powiem? Nie. Bóg w swojej miłości, która chce dla mnie dobra, zwróci uwagę na moje dobre strony i pochwali, ale też zareaguje na zło, które niszczy mnie samego, moją relację z Bogiem i innymi ludźmi.
Bóg nie zostawi mnie z moimi grzechami, z moją przemocą, bo Jemu na mnie zależy, bo mnie kocha i pragnie mojego dobra.
Wie Bóg, że „zamiatanie pod dywan”, udawanie, że się nic nie dzieję, powoduje, że staje się zuchwały w swoich złych skłonnościach. Dlatego posyła wysłańców, proroków, czyli ludzi ku opamiętaniu. A teraz przed świętami Wielkanocnymi posyła Syna – Jezusa, abym się uchronił przed samo-zagładą czekającą czyniących zło, przemoc.
Skoro potrzebuję w tym świętym czasie postu, aby ktoś ukazał mi moje grzechy, moje zbrodnie, żebym się nawrócił i miał życie z Bogiem i w Bogu, to czemu nie miałbym chcieć tego samego dla innych?
Kocham Boga i innych, więc zacznę mówić, więc zareaguję, nie będę stał bezczynnie, gdy mój bliźni zatraca się czyniąc zło, krzywdząc innych. Kocham, pozwolę ponieść konsekwencje wyboru zła, a tym samym pokaże błędy w miłości. Taka postawa stanowi dla niego szansę odnalezienia drogi do odkrycia prawdziwej, wiernej i troskliwej Miłości Boga.
Jestem wzywany, aby dać świadectwo prawdzie, a tym samym wyświadczyć dobro temu, co krzywdzi. Osoba krzywdząca innych może się bowiem nawrócić tylko wtedy, gdy zobaczy ogrom swoich win i kiedy ktoś pokrzyżuje plany jej przemocy. Ma szanse, jeśli ją mu dam patrząc przez własny pryzmat, myśląc o tym, co by mi pomogło, gdybym miał taki problem.
Modlitwa
Boże Miłości nieskończona, naucz mnie przyjmować wspaniałą, mądrą Miłość od Ciebie. Naucz mnie też wrażliwiepatrzeć na innych, a nie przechodzić obojętnie. Daj mi wreszcie Ducha Świętego, Ducha Miłości, aby moi bliscy nie zginęli w ciemności swoich ukrytych, nienazwanych grzechów.