Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.
Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień. Mt 6,7-15
…i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!
W dzisiejszej Ewangelii, która jest nauką modlitwy Ojcze nasz, jest tyle różnych myśli, że sam nie wiem na czym się skupić! Bo można pisać o „gadatliwości” na modlitwie, czyli o tym że traktujemy ją często jak „biuro skarg i zażaleń”, albo jak załatwianie sobie czegoś u „złotej rybki”, lub jak „wizyta w supermarkecie”, gdzie jest pełno towarów do wybierania, albo jeszcze jak „robienie listy zapotrzebowań” dla „boskiego zaopatrzeniowca”, czy wreszcie jak załatwianie sobie pomocy u Bednarskiego (bo przecież „Bednarski na kłopoty”). Można by powiedzieć coś o tym, że Bóg nas zna i nie trzeba Mu nic przypominać, lecz powierzać się. Albo o tym, że w tym ewangelicznym fragmencie Jezus objawia Boga jako Ojca i że nie chce On wiązać się z ludźmi-niewolnikami, ani najemnikami, lecz interesuje Go przyjaźń z tymi, którzy są synami i córkami, którzy mają takie serca, pełne wolności od pretensji, żalów i egoizmu. Można też mówić dziś o przebaczeniu, jako o czymś niezwykle ważnym dla nas, ludzi poranionych, którzy niestety mamy komu wybaczać. O tym, że wejście w przebaczenie jest uwalnianiem się od zła, duchowym lekarstwem i odrzuceniem tego, co nas zatrzymuje w drodze.
Ale pomyślałem sobie, że zaproponuję Wam skupienie się na pomijanych często słowach: nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie. W wersji „odmawianej” na co dzień modlitwy Ojcze nasz jest to wyrażone w słowach: „nie wódź nas na pokuszenie” – dawniej takie tłumaczenie nie sprawiało ludziom problemów, rozumieli je zapewne tak jak trzeba, ale dziś we współczesnym języku polskim brzmi to tak, jakby Bóg człowieka specjalnie wprowadzał na duchowa minę i w jakiś sposób go dręczył. Osobiście wolałbym, żeby oficjalnie wprowadzić wersję: „nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”, ale z tym pewnie będzie dużo zachodu, bo wersja istniejąca jest ekumeniczna, uzgadniana z wszystkimi wokół i sam nie wiem od kogo takie poprawki zależą.
W każdym razie jest to słowo o tym, że jesteśmy kuszeni, oszukiwani przez szatana-nieprzyjaciela i prosimy Boga, by nie pozwalał nam ulegać pokusom, czyli pogrążać się w tym, przegrywać. Nie prosimy byśmy nie byli w ogóle kuszeni, ale byśmy mieli moc przeciwstawiać się pokusom! Mistrzowie życia duchowego mówią, że pokusy są nam potrzebne, byśmy rozwijali się duchowo. Przynoszą strapienie, ale też wprowadzają w duchową walkę, która nas hartuje i umacnia w dobrym. Antoni Pustelnik powiedział: „Zabierz pokusy, a nikt nie zostanie zbawiony!”. To zachęta do wejścia w zmaganie, a nie do poszukiwania takiego stanu życia „żeby było miło”.
Bez wchodzenia w szczegóły, zauważmy, że każda pokusa ma jeden główny schemat – mówi nam ona: „nie akceptuj tego kim i jaki jesteś, nie akceptuj swojego życia, swojej historii i swojego dziś, buntuj się i chciej czego innego!”. Jeśli zdarzyło nam się mieć naprawdę trudną historię życia, jeśli mamy mocną tendencje do bycia niedowartościowanymi, mamy trudności z uwierzeniem w siebie, z podejmowaniem decyzji, nie cieszymy się naszą kobiecością czy męskością, zbyt mało nas potwierdzono itp., to ta pokusa będzie się ujawniać mocniej, zły duch zna nasze słabości i będzie je wzmacniał i wykorzystywał, by nas kusić. Adam i Ewa też byli tak kuszeni – „nie akceptujcie tego co dał wam Bóg, swojego życia, nie zgadzajcie się na ograniczenia, jak choćby na zakaz jedzenia owoców z drzewa poznania dobra i zła, to was przecież ogranicza w wolności i w rozwoju”. I zamiast cieszyć się rajem i przyjaźnią z Bogiem skupili się na jedynym ograniczeniu, które miało ich chronić przed śmiercią i uwierzyli, że bez tych owoców są nieszczęśliwi. Jezus też był tak kuszony na pustyni: „nie akceptuj tego kim teraz jesteś, swej kondycji, tego, że ludzie widzą w tobie tylko cieślę z małego miasteczka, skocz z dachu świątyni, a aniołowie cię złapią i wszyscy zobaczą, że jesteś inny”. Jak wiemy z własnego doświadczenia, schemat pokusy się nie zmienił, my też kuszeni jesteśmy, by uciekać przed naszym prawdziwym „ja”, by nakładać maski, udawać kogoś innego, prowadzić grę pozorów – zamiast stanąć w prawdzie o nas i rozpocząć drogę nawrócenia i zdrowienia. Przeciwstawmy się złu i pokusom złego, by rozpocząć proces stawania się „nowymi ludźmi”!
Modlitwa o akceptację samego siebie
Póki byłem dzieckiem, Panie, tego nie wiedziałem.
Nie przypuszczałem, że można być znużonym samym sobą.
I stwierdzić, ze się przegrało.
Dobrze poznałem pokusy. Rożne.
Ale ta jest, jak mi się wydaje, najsilniejsza:
Rzucić to wszystko;…..Rzucić?…….
Więc marzę:
o zdrowiu bez porównania lepszym
niż mi przypadło w udziale;
o ciele silnym i pięknym;
o umyślę bardziej błyskotliwym;
wykształceniu znacznie pełniejszym
Bo inni……
Ich sytuacja życiowa jest lepsza,
możliwości szersze.
Mają szanse, które mnie by się tak bardzo przydały,
ułatwienia, których mi życie odmówiło….
A może ….
Najwyższy już czas, by zacząć żyć?
Na sny może już trochę za późno?
Wiem. To, co niemożliwe, istnieć nie będzie nigdy.
Zrozumieć to, mój Boże to już jest światło.
Zjawiło się tam, gdzie go nie oczekiwałem.
Więc marzenia skończone.
Pozostaje życie, które trzeba, warto pokochać.
Moje życie:
zdrowa bieda,
licha kariera –
normalny, przeciętny ludzki byt.
To wszystko, Panie chciałbym zaakceptować.
A przede wszystkim, musze zaakceptować siebie samego.
I znaleźć szczęście i wewnętrzną cisze:
w działaniu, w życiu .
Tak jak potrafię.
Pomóż mi w tym Panie.
– L. Jerphagnon
Łukasz Woźniak OFMCap
Piękne i dla mnie, dzięki bardzo
Tak. Zgadza się.
Rzeczywiście brak akceptacji siebie, historii swojego życia, otaczającego świata, drugiego człowieka takim, jaki jest…
to są moje pokusy. Pokusy, którym tak długo i bezrefleksyjnie ulegałam…
Dziękuję za to słowo i piękną modlitwę, która mogłaby się stać moją modlitwą codzienną.