„Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój
i niech mnie naśladuje” Łk 9,23
Czym jest krzyż? Tak wiele o nim słyszymy zwłaszcza w Wielkim Poście, lecz czy rzeczywiście dobrze rozumiemy te słowa, wręcz zaproszenie Jezusa, by wziąć swój krzyż?
Słyszymy, że krzyż oznacza zwycięstwo… a jednak jest cierpieniem. Zatem, o co w tym wszystkim chodzi? Może o to, że owszem, Pan Jezus ostatecznie odniósł zwycięstwo, bo zmartwychwstał i ja też tego doświadczę, gdy zmartwychwstanę do życia wiecznego, ale teraz moje życie doczesne ma być cierpieniem? Wydaje się, że taki sposób się Bogu podoba. W dodatku mam jeszcze zaprzeć się samego siebie. Czemu mam zaprzeć się siebie? Dlatego, że jestem nieważny, że nie ważne są moje pragnienia, aspiracje, marzenia? To, po co Bóg dał mi serce pełne pięknych pragnień, które są dla mnie inspiracją do poszukiwań? Dał mi chęć do życia i zapał do rozwoju, a teraz mówi, abym zaprzeć się samego siebie? Dał mi pragnienie miłości i szczęścia, a teraz chce, abym z tego rezygnował i nauczył się tylko pokornie cierpieć i w tym właśnie ma wyrazić się moja wartość dla życia wiecznego? Zmieniam się więc w wyznawcę cierpienia, rezygnuję z moich pragnień i tłumaczę, że tak ma być. Ciążący mi smutek i udręczenie tłumaczę „świętą pobożnością”. Przecież czeka mnie nagroda w niebie. Lecz czy rzeczywiście tak ma być? Czy naprawdę o to chodzi?
Czy rzeczywiście stworzył mnie Bóg do cierpienia, którego często nie rozumiem?
Takie myślenie jest pułapką i nie ma nic wspólnego z wolą Bożą.
A więc zastanówmy się ponownie, czym jest krzyż, a konkretnie mój krzyż? Co oznacza zaprzeć się siebie?
Na początek postawmy sobie pytanie, czy Pan Jezus podjął cierpienie by pokazać nam jak mamy cierpieć, bo to według Niego jest dobre? Oczywiście wiemy, że nie.
Bóg nie chce cierpienia. Pragnie, aby Jego dzieci „miały życie i miały je w obfitości” (J 10,10).
W takim razie, jeżeli głównym zadaniem krzyża nie jest cierpienie, to co? Jaki jest sens Jego Krzyża? Jezus podjął zadanie, podjął walkę, o co?
O każdego z nas. Abyśmy byli wolni, bo „do wolności wyswobodził nas Chrystus” (Gal 5,1).
Tak, ważni i istotni jesteśmy dla Boga. Zaprzeć się siebie…, przezwyciężyć swoje słabości, własną niemoc, lenistwo, lęk i…. wziąć swój krzyż – swoją historię, swoją rzeczywistość i podjąć wyzwanie, by żyć! Żyć w godności osoby ludzkiej, godności dziecka Bożego. Czasem zawalczyć o tę godność, swoją i innych – zwłaszcza tych krzywdzonych.
Zaprzeć się siebie nie oznacza, rezygnacji z siebie, ale podjęcie trudu samowychowania, wymagania od siebie, wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Krzyż nie oznacza zgody na cierpienie. On jest wyzwaniem do przeciwstawienia się złu. Wyzwaniem, aby mężnie, świadomie i roztropnie stawić mu czoło. Nie poddawać się nawet pod naporem cierpienia. Cierpienie jest konsekwencją podjęcia krzyża, ale nie jest celem samym w sobie. Bo warto zawalczyć o to życie, za które Bóg sam walczył, aż do śmierci, do śmierci za nas. On pragnie naszego rozwoju, naszego życia w dojrzałej wolności i pełni.
Modlitwa
Jezu naucz mnie stawać przed Tobą z moim krzyżem. Szukam w Tobie mądrości jak mam podejmować codzienny trud i walkę. Przede wszystkim walkę z własnymi słabościami. Jak mam przezwyciężyć moje lęki i ograniczenia, by mądrze i dobrze żyć, by umieć mężnie i z pogodą ducha nieść mój krzyż.
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy.
Przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy.
Od nienawiści strzeż mnie Boże.
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro.
Którego nie wyrażą słowa.
Więc mnie od nienawiści obroń.
I od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz niech się ziścić.
Niechaj się wola Twoja stanie.
Ale zbaw mnie od nienawiści.
Ocal mnie od pogardy Panie…